... nieznanych Autorów
i raczej tylko dla dorosłych!
Codziennie klęczy pod Krzyżem
i patrzy na Jego cierpienie,
i okiem swej wyobraźni
ogląda własne Zbawienie.
Lecz kiedy wstanie z klęczek,
inny się człowiek rodzi:
obłudnik, kłamca, sprzedawczyk,
co nazwać się go nie godzi
dziecięciem bożym i bratem
Chrystusa Zbawiciela,
bo on z dnia na dzień sprzedał
swojego Przyjaciela.
Sprzedał za kilka groszy,
za srebrne, judaszowe,
i idzie szarą ulicą,
i w dół pochyla głowę.
On spojrzeć nie może w oczy,
co pełne są przyjaźni,
gdyż wie, że trąca zdradą
w niedawnej swej bojaźni.
I kiedy klęczy pod Krzyżem
i patrzy na Jego cierpienie,
to nieco inaczej, niż kiedyś,
widzi to swoje "zbawienie".
I wie, że ratują go tylko
nogi przybite do Krzyża,
i przez to On nie odtrąci,
zdrajcy, co codzień się zbliża.
Przyjaciel mu to wybaczy,
bez względu na swe cierpienie,
lecz trudno żądać od Pana,
by mu zapewnił Zbawienie.
* * *
A wtedy nagle
Brat mi zbladł
Przeżegnał się
I wpadł
Pod blat
Cholera, myślę
Taki świat
Taki był
Dobry brat
I wpadł
Pod blat
Rodzony mój
Kochany brat
Niby podcięty
Kwiat
Tak padł
Siedzielim czasu
Spory szmat
I nagle patrzę
Szach i mat
Już wpadł
Pod blat
Ja zawsze z bratem
Fertig, git
A tu przez jeden
Litr
Ten wstyd
Taki był z niego
Gieroj, chwat
I wpadł
Pod blat
Półtora pana
Był mój brat
Nie słuchał
Rad
Za mało jadł
Bo trzeba przegryźć
Chociaż gnat
A brat mój na czczo
Ze mną siadł
I wpadł
Pod blat
Z jednej mamusi
Z kilku tat
Człowiek się wzruszył
Brat
To brat
My od małego...
Tyle lat
A tu zaistniał
Głupi fakt
Bo wpadł
Pod blat
Stoi przede mną
Jeszcze pół
A pod półbasem
Stół jak wół
Nogi ma cztery
Twardy blat
Pod blatem leży
Brat
Co wpadł
Pod blat
Zbudź się, braciszku
Nie da rady
Muszę dokończyć sam
Biesiady
Bo o co?
Po co?
Szarpać się
Leży pod blatem
Jak ten kwiatek
Ech!
Życie nasze niebogate!
Na co mi taki
Brat pod blatem
Nie?
* * *
W Warszawie w ratusza krzaczkach
Mieszkała Kaczka Bliźniaczka
Co cały dzień na wyścigi
Robiła z bratem intrygi
Zamiast się miastem zajmować
Kochała siebie promować
I by pokazać jak działa
Muzea wciąż otwierała
Pomawiać innych lubiła
Sprytnie to z bratem czyniła
Wciąż ponoć gdzieś coś słyszała
Tak w mediach się zaklinała
Wściekali się ludzie okropnie
Niech intrygantkę gęś kopnie
Poszli w Paradzie z plakatem
"Gej Kaczko jest twoim bratem"
Nad Polską się chmury zbierają
Już ludzie po kątach gadają
Premierem ma być jedna Kaczka
A prezydentem Bliźniaczka
Broń Boże przed widmem nas kaczym
Cokolwiek w tym kraju to znaczy
Niech lepiej historia starannie
Upiecze te Kaczki w brytfannie.
* * *
Sfrunęły z nas figowe listki
Stoimy nadzy
Już po wszystkim
Seks jako problem wyogromniał
Nie nadążyła anatomia
Sfrunęły z nas figowe listki
Są specjaliści i specjalistki
W prasie kąciki fachowych porad
Co? Kiedy? Gdzie? O jakich porach?
Pośród rozlicznych źródłowych badań
Jedno odkrycie rzuca się w oczy
Dobrze przed faktem chwile pogadać
Tylko nie bardzo jest o czym
Ona magister, on też nie profan
Rozbierz się, połóż, ugryź, chwyć!
Wiemy dokładnie jak się kochać
Tylko nie wiemy, jak żyć
* * *
LOKOMOTYWA
... ale nie w/g Brzechwy!
Słuchaj dzieweczko! - ona nie słucha.
Przesunął więc ręką od piersi do brzucha.
Buch - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Ty żeś to w nocy? To ty Jasieńku?
Jam ci najdroższa! - Więc wchodź pomaleńku!
I wszedł w nią powoli jak żółw ociężale.
Ruszył - dwa razy - wolniutko, ospale.
Szarpnęła się trochę - przyciągnął z mozołem,
Nogami się zaparł o krzesło za stołem...
I teraz przyspieszył, i pchnął nieco prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
(Klęczała wygięta w pozycji "na most").
A on ją w tę szparę, w ten tunel, w ten las
I śpieszy się, śpieszy, by zdążyć na czas.
Aż łóżko turkoce i krzesło też puka,
A Jasiu ją stuka, i stuka, i stuka.
Tak gładko, tak lekko, tak calem za cal
Wyjmował i wkładał ten narząd jak stal.
A ona spocona, zziajana, zdyszana
Legła na plecach, uniosła kolana
Zdziwiona tym wszystkim, co się z nią dzieje.
Pyta się Jaśka, pyta i śmieje:
A skądże to, jakże to, czemu tak gnasz!?
A co to to, co to to, co ty mi pchasz!?
Że wali, że pędzi, że bucha, buch, buch!?
Ach jakże, ach jakże, ja lubię ten ruch!
I gna ją, i pcha ją, i akcję swą toczy,
I tłoczy ją Jasiu uroczy, i tłoczy
Nagle... świst. Nagle... gwizd.
Buchnęło... buch! I stanął już ruch.
Oj, gdzie mi zniknąłeś! Chcę jeszcze Jasieńku!
Próbuje go znaleźć ręką po ciemku.
A on już bez ducha, mały, skulony
Śpi nieboraczek, choć akt nie skończony.
Więc strzela biedna wokoło oczyma
I dziwi się temu, co w ręce trzyma.
I płacze, narzeka na los swój niewieści,
I w końcu się sama ze sobą pieści.
A Jasiu? Znał prawdy nieznane dla ludu,
Przeczytał Wisłocką i chciał teraz cudu.
Sądził, że starczy ta szybkość, ten ruch,
Technika, pozycja i owo "buch, buch",
By zaspokoić ją w zupełności.
A on ją rozpalił tylko do białości,
Czyżby Jaś patrzył tylko na siebie?
A może kondycji zabrakło w potrzebie?
Jak braknie żaru na dłużej w iskierce.
Nieważne - prócz chuja miej także i serce!
* * *
Powodów mało mamy do dumy
Lecz każdy z nas ma ją we krwi
Dawnośmy zjedli wszystkie rozumy
Teraz nas mdli